Ciężko jest dużo napisać, nie wchodząc w spojlery - ale spróbuję nie wyjść z ponad to, co jest w zapowiedziach.
Po kolei:
1) Nie wybaczę Juliette Binoche ścięcia włosów
2) Nie jest prawdą, co piszą recenzenci - ujęć gigantycznego stwora nie brakuje. Szczerze mówiąc, ucieszyłbym się gdyby zostawili tyle niedopowiedzeń, na ile miałem nadzieję po recenzjach
3) Mimo to, jak już się oswoić z estetyką, właściwie nie szkodzi że aż tyle pokazują. Jedno ale: niestety graficy nie poradzili sobie z zachowaniem skali. Trochę to irytowało, gdy... nie powiem Dość powiedzieć, że stwór przechodząc z pionu do poziomu rośnie dwu-, trzykrotnie.
4) Jest to jedyny przytyk, jaki mam do pracy grafików. Estetyka, ruchy, zachowanie, nawet potknięcia na nierównym terenie są po prostu zachwycające. Wszystko wygląda naturalnie, łącznie z nierównymi ruchami grzbietu i d.py podczas przemieszczania się. Da się poczuć ich skalę (widziałem 2D, nie wiem jak w wersji z wodotryskami)
5) Jak już o wymiarach mowa - nie zauważyłem typowych dla filmów 3D trików wypełniających czas. I bardzo, kurna, dobrze.
6) Operator kamery (komputera?) niestety nie postarał się z ujęciami. Wiele z nich prosi się o inną kompozycję, czasem wystarczyłyby drobne zmiany. Strona estetyczna na tym cierpi, umniejszając przy okazji zysk z naprawdę wartej pochwalenia pracy komputerowców.
7) Dźwiękowcy zasłużyli na słowo pochwały: pierwszy film, na którym głębokie basy i wibrowanie całej sali kinowej było uzasadnione i dobrze dograne do akcji. Nie to co choćby w puszczonych w zapowiedziach transformersach, gdzie po krótkim filmiku szlag mnie trafiał
8) Dobór akcentów muzycznych za to kuleje, a wręcz trąca kiczem. Sytuacja poprawia się, gdy już nie muszą budować napięcia i dźwięki mogą po prostu podążać za akcją - od razu robi się lepiej i tak już zostaje. Plus za budowanie napięcia absolutną ciszą. Brakowało mi tego w nowych produkcjach, serio.
9) Fabuła prosta, trochę plastikowa i nie służy właściwie niczemu poza wytworzeniem więzi z bohaterem i nadawaniu kierunku scenom akcji. Nie szkodzi, robi to do czego została stworzona i robi to zupełnie dobrze. Zarzuty sztampy, prostoty i braku innej funkcji niż utylitarna pojawiają się dopiero parę godzin po zakończeniu seansu. Nie ma więc sensu się jej czepiać.
10) Uwierzylibyście, że w takiego typu filmie znajdzie się wyciskacz łez? A jednak.
11) Jeszcze raz pochwalę pracę grafików. Oczywiście nie wszystko jest idealnie w moim guście, ale ogólnie mucha nie siada.
12) Mówimy o epickich rozmiarach i kawale roboty odwalonym przez w/w zespół. To jest film do kina i tylko do kina, obstawiam że w TV będzie się sprawdzał nienajlepiej.
13) Przyznam się: trzy razy miałem ochotę spojrzeć na zegarek.
14) Cranston gra po prostu słabo Cała reszta ok, no może poza Watanabe. Ale jego jeszcze da się usprawiedliwić specyfiką roli, a Cranston...
Podsumowując: prosty, lekki film o rozwalaniu miasta, eksplozjach i wielkim stworze. Czy warto wydać na bilet do kina? Bardzo warto
Po kolei:
1) Nie wybaczę Juliette Binoche ścięcia włosów
2) Nie jest prawdą, co piszą recenzenci - ujęć gigantycznego stwora nie brakuje. Szczerze mówiąc, ucieszyłbym się gdyby zostawili tyle niedopowiedzeń, na ile miałem nadzieję po recenzjach
3) Mimo to, jak już się oswoić z estetyką, właściwie nie szkodzi że aż tyle pokazują. Jedno ale: niestety graficy nie poradzili sobie z zachowaniem skali. Trochę to irytowało, gdy... nie powiem Dość powiedzieć, że stwór przechodząc z pionu do poziomu rośnie dwu-, trzykrotnie.
4) Jest to jedyny przytyk, jaki mam do pracy grafików. Estetyka, ruchy, zachowanie, nawet potknięcia na nierównym terenie są po prostu zachwycające. Wszystko wygląda naturalnie, łącznie z nierównymi ruchami grzbietu i d.py podczas przemieszczania się. Da się poczuć ich skalę (widziałem 2D, nie wiem jak w wersji z wodotryskami)
5) Jak już o wymiarach mowa - nie zauważyłem typowych dla filmów 3D trików wypełniających czas. I bardzo, kurna, dobrze.
6) Operator kamery (komputera?) niestety nie postarał się z ujęciami. Wiele z nich prosi się o inną kompozycję, czasem wystarczyłyby drobne zmiany. Strona estetyczna na tym cierpi, umniejszając przy okazji zysk z naprawdę wartej pochwalenia pracy komputerowców.
7) Dźwiękowcy zasłużyli na słowo pochwały: pierwszy film, na którym głębokie basy i wibrowanie całej sali kinowej było uzasadnione i dobrze dograne do akcji. Nie to co choćby w puszczonych w zapowiedziach transformersach, gdzie po krótkim filmiku szlag mnie trafiał
8) Dobór akcentów muzycznych za to kuleje, a wręcz trąca kiczem. Sytuacja poprawia się, gdy już nie muszą budować napięcia i dźwięki mogą po prostu podążać za akcją - od razu robi się lepiej i tak już zostaje. Plus za budowanie napięcia absolutną ciszą. Brakowało mi tego w nowych produkcjach, serio.
9) Fabuła prosta, trochę plastikowa i nie służy właściwie niczemu poza wytworzeniem więzi z bohaterem i nadawaniu kierunku scenom akcji. Nie szkodzi, robi to do czego została stworzona i robi to zupełnie dobrze. Zarzuty sztampy, prostoty i braku innej funkcji niż utylitarna pojawiają się dopiero parę godzin po zakończeniu seansu. Nie ma więc sensu się jej czepiać.
10) Uwierzylibyście, że w takiego typu filmie znajdzie się wyciskacz łez? A jednak.
11) Jeszcze raz pochwalę pracę grafików. Oczywiście nie wszystko jest idealnie w moim guście, ale ogólnie mucha nie siada.
12) Mówimy o epickich rozmiarach i kawale roboty odwalonym przez w/w zespół. To jest film do kina i tylko do kina, obstawiam że w TV będzie się sprawdzał nienajlepiej.
13) Przyznam się: trzy razy miałem ochotę spojrzeć na zegarek.
14) Cranston gra po prostu słabo Cała reszta ok, no może poza Watanabe. Ale jego jeszcze da się usprawiedliwić specyfiką roli, a Cranston...
Podsumowując: prosty, lekki film o rozwalaniu miasta, eksplozjach i wielkim stworze. Czy warto wydać na bilet do kina? Bardzo warto
--
Zachowaj mnie Panie od zgubnego nawyku mniemania,
że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Św. Tomasz z Akwinu