Najebany ojciec zaczal sie rozwodzic nad sensem zycia...
Najebany ojciec zaczal sie rozwodzic nad sensem zycia, to ja mu na to,
ze go znalazlem, ze tylko dlatego nie skazalbym ludzkosci na wymarcie,
na co on, ze to moja czysto subiektywna, trzeciorzedna opinia, wypociny
po prostu. Pytam, czy ktos jest go jeszcze w stanie sluchac jak sie
nawali. Mowi ze wiele osob, pyta mnie o to samo, to mowie, ze juz na
szczescie nikt. Pytam, czy zdaje sobie sprawe, ze jego chlanie swiadczy,
ze jest slaby - a gdzie tam, pije, bo lubi. Mowie mu, ze nie potrafi
przestac, on na to, ze niedawno udalo mu sie wytrzymac caly tydzien -
brawo. Mowi, ze moje teksty o jego piciu i reszta wypocin to marne
prowokacje pod jego adresem, ja na to, ze jestem jak maly ratlerek,
ktory probuje mu obszczac nogawke i ugryzc w lydke. Wystawia noge i
mowi: masz, gryz. I patrzymy na siebie przez jakies 15 sekund, ja na
niego z zakamuflowanym strachem i politowaniem, on na mnie z szyderczym
usmieszkiem, ktory schodzi mu z twarzy po kliku sekundach. Odwracam
wzrok, pochylam sie przecieram oczy. Krotka wymiana zdan na koniec, nie
zadal zadnego pytania wiec mu wyjasniam, ze nie ma co czekac na
odpowiedz. Z szyderczym usmiechem zyczy dobrej nocy i odchodzi. To byla
druga czesc rozmowy. W trakcie pierwszej zwierzyl sie, ze sinieja mu
palce, tak jak jego ojcu przed smiercia. Do lekarza nie pojdzie, bo ma
wyjebane na smierc. Byle tylko umarl tak samo - we snie. Mowi ze to
piekna smierc i smieje sie radosnie. Po mieszkaniu przechadza sie matka,
na granicy paniki, zszarpane nerwy, silnie drzy jej reka. W kuchni mowi
mi placzliwym glosem, ze juz powoli sie oboje na tamten swiat
wybieraja. Mowie jej, zeby sprobowala sie uspokoic, zeby przestala sie
tak bac, bo slysze strach w jej glosie. Doslyszal tez ojciec. Matce
pojechal tak, ze slabo mi sie zrobilo. I wtedy zaczal o sensie zycia.
Ot, dzien jak co dzien.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą