Informatyka:
- Jako że wasi rodzice na ostatnim zebraniu skarżyli się, że nic nie robicie tylko siedzicie w internecie, to w tym tygodniu zrobimy Powerpointa, w przyszłym Excela i znów będziecie mogli siedzieć na czacie.
* * * * *
Rotacyjnie co jakiś czas każdy lekarz obejmuje funkcję konsultanta, czyli mówiąc po prostu idzie na oddział o innym profilu by dzielić się swoja wiedzą z miejscowymi. W ramach takiej to właśnie funkcji zaniosło mnie dziś na ginekologię, gdzie pewna rycząca sześćdziesiątka o wadze średniego kaszalota miało przejść pewną kosmetyczną operację " kobiecą ". Ponieważ cierpiała na kilka interesujących schorzeń serca, wraz z anestezjologiem postanowiliśmy, że nie będziemy babci usypiać do zabiegu, tylko znieczulimy ją jak to się laicko mówi " od pępka w dół ".
Ponieważ anestezjolog był młody, a kaszalot miewał dziwne skoki ciśnienia uprosił mnie (znacie mnie już chyba z miękkiego serca ) bym został z nim przynajmniej przez pierwszych kilkanaście minut zabiegu.
Pani przygotowana, leży sobie w pozycji horyzontalnej, rozkraczonej. Zespół operacyjny, gotowy, instrumentariuszki rozłożyły wszystkie narzędzia do krojenia, rozwierania, szycia i wycinania i….. tylko głównego operatora w osobie ordynatora oddziału brak.
Po kilku minutach czekania ktoś przyniósł wieść że ordynator został pilnie wezwany do manager’a szpitala w sprawie długów oddziału i że kazał czekać.
Czekamy więc zabawiając się i kaszalota rozmową.
Po prawie półgodzinie zjawia się wreszcie wkur..ony ordynator i myśląc, że pacjentka uśpiona w drzwiach się odzywa:
- "Nie dość, że przez ten jeb..ny fundusz zdrowia zaraz zbankrutujemy, to jeszcze ku..a muszę tę starą tłustą rurę oglądać i z jej syfem się paprać !!! Czy ja poszedłem na te pierd…ne studia by w studniach wykopki urządzać??"
W nastałej ciszy pacjentka lekko uniosła głowę i spojrzała ordynatorowi głęboko w oczy.
Ordynator zrobił w tył zwrot i wyszedł z sali. Po pół godzinie przyszedł zastępca i mogliśmy wreszcie zacząć zabieg.
* * * * *
Na studia medyczne idą jak wiadomo sami twardziele. Tacy, co nie mdleją na widok krwi, nie puszczają "literata" na widok różnych odchodów ludzkich, a widok zwłok (lub nawet ich rozkawałkowanych części) nie robi na nich najmniejszego wrażenia. To samo tyczy się oczywiście zapachów - tak przyjemny zapach ludzkiego moczu jest niczym w porównaniu na przykład do zapachu kilkudniowej (w przypadku nieboszczyka) żółci zmieszanej z innymi płynami ustrojowymi (np. wysiękiem zapalnym).
Na którymś tam roku studiów mieliśmy niewątpliwa przyjemność chodzenia w ramach zajęć praktycznych na blok operacyjny, gdzie wykonywano drobne zabiegi, jak na przykład pobieranie fragmentów tkanek do badań laboratoryjnych. Często, jeśli materiału było mało, a można było go pobrać większą/grubszą strzykawką pacjenta znieczulano albo miejscowo, albo krótkotrwale ogólnie.
Na jedną z takich biopsji zaprowadziła nas asystentka, która akurat miała zajęcia z nami. W małej salce o wymiarach 4 na 4 metry, wokół stołu, na którym położono pacjenta, stłoczyło się następujące grono: Lekarz, instrumentariuszka, pielęgniarka, asystentka i piątka studentów. Jak się domyślacie powietrza zaczęło brakować w normalnych warunkach, a tu dodatkowo w grę wchodziły różne dodatkowe aromaty medyczne. Oczywiście wszyscy w ubrankach sterylnych, pomieszczenie zamknięte ze względów higieniczno-epidemiologicznych czy jakichkolwiek innych. Słowem - mordownia.
Lekarz sprawnie znieczulił pacjenta, a następnie po stwierdzeniu braku kontaktu z wyżej wymienionym rozpoczął wkłuwanie się igłą rozmiaru sporego gwoździa do talerza biodrowego pacjenta. Przy "wchodzeniu" do jamy szpikowej talerza biodrowego następuje z reguły charakterystyczne "chrupnięcie" - tak też było i w tym przypadku, z tym że pacjent odruchowo lekko wierzgnął nogą, przewracając przy okazji stojącą na stoliku zabiegowym buteleczkę ze znieczulaczem. Ponieważ wszyscy wpatrzeni byli w doktora i jego ogromną igłę tkwiącą do połowy w biodrze pacjenta nikt na tę drobnostkę uwagi nie zwrócił. Znieczulacz więc bez żadnych przeszkód zaczął parować do dusznej atmosfery zabiegówki…..
Bardzo szybko u wszystkich pojawiło się uczucie osłabienia, niewielkie nudności, osłabienie nóg czy zawroty głowy. No, ale na medycynie są w końcu sami twardziele więc nikt nic nie mówił tylko cierpiał w milczeniu. Kolega bez żenady oparł się z lekka na pielęgniarce jakby chciał z bliższej odległości zobaczyć igłę, instrumentariuszka oparła się oboma łokciami o stół, dało się słychać kilka głębszych westchnień. Każdy oparł się o co mógł i z modlitwą w oczach patrzył na postępy lekarza. A lekarz też jakby się zaczął nagle śpieszyć, gruby pot zrosił mu czoło, a ręce drżeć… no ale jakby to wyglądało jakby zemdlał przy studentach przy tak prostej biopsji!! Na medycynie są sami twardziele!! Więc zaparł się nogami o stół i przycisnął mocniej… chrupnęło po raz drugi.
Kumpel z pielęgniarką zwalili się jako pierwsi na stół ku lekkiemu oniemieniu już nieźle znieczulonego zespołu. Sekundę później dwóch moich kolegów cicho osunęło się pod ścianami. Ja puściłem skromnego pawia i stoczyłem się pod stół. Dopiero wtedy lekarz zwrócił uwagę, że coś jest nie tak i krzyknął: " Chodu!!"
Nie zdążył. Zrobił jeden jedyny krok, gdy również dopadło go prawo powszechnego ciążenia. Wszyscy rozpoczęli szaleńczy wyścig do drzwi (niby dwa metry a jednak), którego nikt nie ukończył. W pomieszczeniu pozostała cicha masa ciał słodko pochrapujących…
Zbudził mnie docierający z baaaaardzo daleka krzyk. Z głową ciężką jak po trzydniowej imprezie udało mi się zlokalizować źródło w postaci pacjenta, który zbudziwszy się jako pierwszy dawał wyraz swemu niezadowoleniu z powodu gwoździopodobnej igły dalej tkwiącej w jego biodrze. Na szczęście okrzyk było słychać poza zabiegówką i chwilę potem wszystkie "ciała" wyniesiono na korytarz. Samych twardzieli rzecz jasna.
c.d.n.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą