Od zakompleksionego nastolatka, który był prześladowany w szkole, do utalentowanego zawodnika federacji UFC. Od ćpuna i alkoholika uzależnionego od środków przeciwbólowych do nawróconego misjonarza, który ratuje ludzi w niebezpiecznej Afryce - taka jest historia życia Justina Wrena.
Historia Justina Wrena to historia niespełnionego faceta, który pomimo sukcesu w świecie sportu, czuł niesamowity niedosyt i pustkę w swoim życiu.
Szybko, bo już w wieku 18 lat, uzależnił się głównie od środków przeciwbólowych, a z uzależnienia, jak sam mówi, wyszedł tylko dzięki Bogu i swojemu kumplowi Duncanowi.
W marcu 2010 roku, po wygraniu ósmej walki w zawodowej karierze, "ruszył w teren" i nie pamięta nic z 2-miesięcznego ciągu.
Gdy wszyscy już odwrócili się od niego, a Justin sięgnął dna, przyjaciel z dzieciństwa Jeff Duncan, "religijny gość", wyciągnął do niego rękę i opłacił pobyt w chrześcijańskiej klinice odwykowej "Quest". Oprócz odwyku Justin miał możliwość trenować i przygotowywać się do następnej walki, która była zaplanowana na 22 maja.
Mimo znacznego osłabienia fizycznego Justin wygrał tę oraz następną walkę. Walka w lipcu 2010 roku, jak sam przyznał, była pierwszą zawodową walką, którą stoczył bez żadnego uzależnienia.
W listopadzie 2010 roku na pokładzie samolotu opowiedział historię swojego życia nieznajomemu współpasażerowi. Był nim niejaki Bill Glass, który współpracował z organizacją "Champions of Life", która prowadzi głównie działalność duszpasterską na terenie więzień.
Justin rozpoczął cykl prelekcji w więzieniach, czasem nawet w celach śmierci, gdzie motywował innych, by nie poddawali się nawet gdy sytuacja wydaje się być już beznadziejna. Tłumaczył, że zawsze można zmienić swoje życie.
Po więzieniach przyszła kolej na poprawczaki, a także szkoły licealne. Wren po prostu opowiadał historię swojego życia, ku przestrodze dla młodzieży dopiero wkraczającej w dorosłość.
Po wyjściu z uzależnień zaczął naprawiać więzy rodzinne i odnawiać utracone przyjaźnie. Uczęszczał do kościoła oraz pracował w szpitalu jako woluntariusz.
W maju 2011 roku wyjechał z misją humanitarną na Haiti, gdzie obserwował dzieci wręcz walczące ze sobą o kubek wody pitnej w zrównanej z ziemią stolicy kraju. W następnych miesiącach pracował także w Rwandzie, Ugandzie, Tanzanii, Kenii i Demokratycznej Republice Konga. W każdym kraju panowała straszna bieda i głód, ale Wren odczuł osobiście, że i tak w najstraszniejszych warunkach przyszło żyć Pigmejom.
Gdy Justin przeczytał, że kongijski uniwersytet Shalom opracowuje plan uwolnienia Pigmejów, zaprzysiągł sobie, że znajdzie fundusze na wykupienie ludzi pracujących jako niewolnicy.
Pomyślałem sobie, że jak nie ja, to kto?
Po powrocie do USA zaczął prowadzić zbiórki pieniędzy, angażował przeróżne instytucje i wykorzystywał swoje niegdysiejsze kontakty. Do Konga wracał kilkukrotnie, między innymi po to, by prowadzić trudne i niebezpieczne negocjacje w sprawie wykupu Pigmejów z rąk Mokpala.
Przeciętny mężczyzna z plemienia Pigmejów nie ma nawet 150 centymetrów wzrostu. Siłą fizyczną nie są w stanie przeciwstawić się swoim prześladowcom. Często traktowani są jak zwierzęta. Odmawia się im opieki medycznej, edukacji oraz obywatelstwa w ich własnym kraju. Plemiona są spychane coraz bardziej w głąb dżungli i stają się własnością tych, którzy mają kawałek swojej ziemi. [...] Rozmawiałem z Pigmejami, którzy zmuszeni byli obserwować, jak członkowie ich rodzin zostali zabijani, a potem zjadani. Inne plemiona wierzą, że zjedzenie Pigmeja zapewni im odporność na ciosy w walkach.
Źródła:
1,
2,
3
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą