Szukaj Pokaż menu

9 grzechów graczy RPG

118 329  
895   74  
Część magii gier RPG polega na tym, że potrafimy spędzić przy nich kilkadziesiąt godzin, mimo że główny wątek można by przejść powiedzmy w 25... A wszystko to dlatego, że wielu graczy ma bardzo złe nawyki.

Pandzia grypa zbiera żniwa!

40 854  
77   7  
WHO informuje i jednocześnie alarmuje o nowej odmianie grypy. Najnowszy szczep wirusa grypy jest szczególnie świński i z tego powodu chciano go nazwać: Świńska grypa II: Reaktywacja, jednak z uwagi na występujące podczas jej trwania ciągłe bełkotanie słów „Pan da 3, pan da 3” została nazwana przez chorujących Pandzią grypą.

Pandzia grypa została odkryta głównie dzięki rosyjskiemu uczonemu Sesyji Dwujeczkovie, znanemu również z przydomka Pan Laczysław bądź Sromotnik Mściwy. Dwujeczkov pracował na ten „tytuł” nieświadomie całe życie, testując wszelakie tortury na studentach. Grypa ta widnieje w spisie WHO jako SESJA. Nazwa ta pochodzi od imienia Dwujeczkova i jest jednocześnie skrótem od Szybka Eutanazja Spowodowana Jakimiś Anomaliami. Na tę niezwykle ciężką i złośliwą chorobę cierpi zazwyczaj 99% ludzi w wieku 20-26 lat i są to niestety studenci. Występuje ona najczęściej na przełomie stycznia i lutego oraz w czerwcu.

Nierzadko też się zdarzają nawroty pandziej grypy, te najłagodniejsze występują przeważnie po pierwszym jej ataku, czyli mniej więcej pod koniec lutego i czasem trwają nawet do maja, a w wyjątkowych przypadkach nawet do czerwca. Najgorsze powroty choroby występują jednak we wrześniu i wiążą się przeważnie z kosztownym leczeniem.

Leczenie zwane „powtórką” w publicznych placówkach zaczyna się od kilkudziesięciu złotych za „objaw”, w slangu lekarzy te objawy nazywają się „przedmiotami”, a w placówkach prywatnych od ok. 100zł do nawet kilkuset złotych! W najgorszym i jednocześnie najdroższym przypadku leczenie może trwać nawet do jednego semestru i kosztować dużo więcej niż zwykłe „powtórki”.

Najlepszym sposobem na niezłapanie wirusa jest regularne zapobieganie poprzez nieskromnie duże zaśmiecanie umysłu literaturą z bibliotek i czytelni. Ten sposób jest jednak zbyt drastyczną metodą, która kradnie nam najwięcej czasu i spokoju, a studenci mówią, że i tak „gówno z tego mają, bo pan Laczysław nie śpi i zachodzi tyły nasze jak homoseksualni koledzy mówiąc, że ktoś nas wybrudził na plecach”. O, i tak właśnie pogrywa nasz wróg, grając nie fair. Ta metoda wychowuje również wielu „dziobaków”, którzy później są odrzucani przez społeczeństwo i są skazani na wieczną banicję ze względu na zbyt „dziobacki wyraz twarzy”.

Inną metodą jest zażywanie „magicznego pyłu babuni” odpowiedni czas przed sesją. Ten „magiczny pył” bardzo wspomaga nasza pamięć i jest niezbyt legalny ze względu na jego magiczne właściwości i chęć „Siewców Niepokoju” (Profesorów) do zniszczenia życia studentom. Pył ten jest jednak bardzo łatwo dostępny u miejscowych Gońców Alchemików i jego nabycie wiąże się z ryzykiem schwytania przez nikczemne Smerfy na polecenie Gargamela oraz naruszeniem naszej sakwy z talarami.

Naukowcy – fachowcy odkryli również związek chemiczny występujący w organizmie każdego człowieka, który odpowiada również w dużym stopniu za pandzią chorobę. Tym związkiem jest LENISTWO i u każdego z nas występuje w ilości zależnej od naszego mózgu. Rozrastanie się tego związku w naszym organizmie jest również ściśle związane z oprocentowaniem napojów Bogów w butelkach oraz z ilością wolnego czasu w naszym codziennym życiu.


Ostatnio najnowsze ognisko tej grypy zostało odkryte w Stargardzie Szczecińskim w dzielnicy Polski West Pomerania (czyt. Łest Połmerejnia). Ofiary tej grypy to oczywiście studenci i w większości są to studenci Stargardzkiej Szkoły Wyższej Stargardinum, znanej w mieście jako Koledż nad Iną imienia Sindbada Żeglarza. Tutaj grypa wraz ze złymi warunkami sanitarnymi w poprzednim roku zebrała naprawdę niemałe żniwo. Większość chorych wyleczyła się na zawsze i zrezygnowała z dalszej edukacji.

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa XX

30 293  
58   5  
Kliknij i zobacz więcej!W czasach, gdy komputery i internet to były mrzonki, dzieci musiały sobie jakoś kreatywnie zagospodarować czas. Wymyślały sobie więc zabawy. Niektóre były naprawdę głupie. Najgłupsze z nich poniżej. Dzisiejszy odcinek zdecydowanie wygrywa kolega od rzucania kostką. Ktoś go jest w stanie przebić?

Osiedlowa droga. Podział na dwie ekipy: celników i przemytników. Celnicy ustawiali się w jednym miejscu na "rogatce", gdzie mieli za zadanie "trzepać" przejeżdżających na rowerach przemytników w poszukiwaniu narkotyków. Narkotykami były zawinięte liście z drzew albo trawa (ta zwykła, prosto z trawnika). Kto dobrze potrafił ukryć w rowerze ten przejeżdżał. Oczywiście, żeby nie było za łatwo, były różne strategie - jeden przewozi, reszta to "statyści" żeby uśpić czujność celników itd. Jak komuś udawało się przejechać, to w bezpiecznej odległości, tak ze 20 m, za granicą wyjmował, co było schowane i machał tym do celników - ci łapali za rowery i rzucali się w pościg.
Nie mogli jednak wszyscy opuścić stanowiska, bo inni by mogli przejechać z większą ilością towaru niepostrzeżenie... Zabawa nam się nie znudziła przez dobre kilka lat.

Wojny osiedlowe. Metoda podjazdowa, rzucanie kasztanami w dzieciaki z innego osiedla, wojna była "podjazdowa", a więc podjechać ekipą na rowerach, obrzucać kasztanami i w nogi. Raz jedni atakowali, raz drudzy - no i dodajmy, że braliśmy to na śmiertelnie poważnie. Zabawa się skończyła, gdy ktoś opluł kogoś z naszego osiedla, a my zamiast kasztanów wzięliśmy w ruch kamienie i jeden z chłopaków dostał lecącym otoczakiem w głowę, przewrócił się i stracił przytomność... Oczywiście uciekliśmy, na szczęście na drugi dzień widzieliśmy tego samego chłopaka jak znów ganiał po podwórku, więc nic większego się chyba nie stało.

Jedna osoba ciągnie rowerem drugą osobę na rolkach, rozpędzając się do niebotycznych prędkości na drodze osiedlowej. Zabawa się skończyła, gdy kolega gwałtownie skręcił rowerem tuż przed nadjeżdżającym samochodem, a ja jadąc na rolkach (oczywiście bez kasku) przestraszyłem się i przewróciłem do tyłu, mocno wywalając głową w beton. Na szczęście samochód się zatrzymał i mnie nie rozjechał. Skończyło się czterema szwami na głowie.

by Nevalon @

* * * * *

Szukaliśmy długich i dosyć grubych patyków, które były zakończone łyżkowatym kształtem. U mnie na podwórku nie było trudno o taki. Drugi składnik - psia kupa. Nabieraliśmy kupę na kijek i cisnęliśmy w okna sąsiadów... Ta mina starszych kobiet gdy się zorientowały, że to nie było zwykłe błoto. Ta zabawa tak szybko się nie skończyła, później rzucaliśmy się kupą nawzajem. Do tej pory brzydzę się sam sobą, że ta zabawa mi się podobała.


Kiedyś na działce u dziadków bardzo lubiłem się bawić w takim zagajniku, który stał na środku pustej łąki. Parę wielkich drzew a w środku stara szopa. Moim marzeniem było wejść na najwyższe drzewo z tego lasku. Po parudniowych próbach w końcu się udało. Poleciałem szybko po wujka, żeby mu pokazać, że umiem. Poczułem się taki kozak, że aż musiałem koszulkę ściągnąć i pokazać moje muskuły. Wchodziłem na drzewo obejmując konar i wspinając się powoli ku górze aż tu nagle - pstryk! - gałązka pod jedną nogą się ułamała, a ja gołym ciałem zjechałem 3 metry w dół, ocierając się o korę drzewa. Płacz, ból i wszystko było nie do zniesienia, mój wujek odparł - zdrapałeś tylko lakier, nie bój się. Auć.

by defensis

* * * * *

Jedną z wielu dziwnych zabaw jakie pamiętam była moja zabawa z przyjaciółką... Podczas, gdy któraś czuła większą potrzebę fizjologiczną, zabierała do toalety ze sobą drugą. Aby umilić czas osobie zajmującej tron, tańczyłyśmy do jej melodii na płytkach, a ilość miejsca przeznaczonego na to zależała od tej właśnie osoby. Drugą sprawą było wtedy udawanie telewizji - otwierało się drzwiczki pralki i siadało za nimi. Osoba na tronie mogła zmieniać kanały, a ta występująca w tv dostosować się do jej wymogów.

by Dorotek @

* * * * *

Jedną z naszych ulubionych gier, gdy cała rodzina zjeżdżała się na święta i wszyscy kuzyni i kuzynki stawiali się w komplecie, była zabawa "w lampę": siadaliśmy wszyscy w kółeczku na dywanie w zamkniętym pokoju, światło musiało być zgaszone. Jedna osoba zostawała "lampą" - dumnym operatorem lampki nocnej. Zaczynała opowiadanie historii, obfitującej w mnóstwo drastycznych szczegółów, krwi, wieszania za język, tajemniczych zniknięć, czasami nawet morderstw. Wątek kontynuowała osoba z lewej strony i tak po kolei, każdy kuzyn i kuzynka z kółeczka musieli dodać zdanie od siebie. Mile widziany był czarny humor, wplatanie w fabułę anegdotki osób kuzynów, jednak niedopuszczalne było śmianie się w głos - historia powinna być opowiedziana poważnym tonem, lekko przerażającym młodszych uczestników zabawy. I jeszcze jeden ważny szczegół: opowiadanie musiało być tak skonstruowane, żeby nie wiadomo było, kto popełnił niegodny czyn. Gdy kolejka zatoczyła koło (lub dwa, przy dłuższych historiach), dzierżyciel lampy wypowiadał ostatnie zdanie opowiadania i dodawał formułkę typu: "a tego, kto to zrobił, wskaże... LAMPA!". Na to hasło wszyscy obecni zamykali oczy, a człowiek-lampa toczył światłem ze swojego sprzętu po zebranych, prześwietlając im twarze. Wybierał jedną osobę, zatrzymując na jej buźce światło i triumfalnym głosem obwieszczając jej imię. Wtedy wszyscy otwierali oczy i następowała chwila odprężenia i śmiechu, gdy winny odkrywał przed pozostałymi wymyślone na poczekaniu motywy swojej "zbrodni". W następnej kolejce to on zostawał lampą i zaczynał opowiadać nową historię.

by kalina09 @

* * * * *

Jak każdy młody chłopak byłem zachwycony bronią palną, a że trafiła się okazja, musiałem z niej skorzystać. I tak oto znalazłem się na dniach otwartych w Klubie Strzeleckim. Najpierw były wykłady, długie i nudne, więc gdy zaprowadzono nas na strzelnicę polową nikt nie mógł się doczekać. Pomimo wielu upomnień przez instruktora jeden z moich kolegów wziął broń do ręki, tak bez nadzoru. Broń wypaliła, na szczęście w ziemię - na nieszczęście kula trafiła w kamień i rykoszetem wbiła się w mój piszczel. Zorientowałem się dopiero po dłuższej chwili, bo wszyscy byliśmy zaaferowani tym, jak wszyscy opieprzają kolegę, a ja nie chciałem im przeszkadzać. W szpitalu okazało się, że mam utratę kawałka kości piszczelowej, która po prostu wyszła ustępując miejsca kuli. Dziurę/bliznę mam piękną i od tamtej pory nie lubię broni palnej.

by darekbig

* * * * *

Jako dzieci byliśmy bardzo kreatywni i wymyślaliśmy wiele zabaw. Oto przykłady tych, o których pamiętam:

Kopniak: zabawa polegająca na tym, że kopało się piłką w uciekające osoby. Coś w stylu ganianego, ale zasada była taka, że jak dotknie cię piłka to ganiasz. Jednak zawsze trudno było trafić.

Literowiec: na naszym podwórku było dużo samochodów. Dlatego wymyśliliśmy, że jedna osoba mówiła literkę, a reszta uciekała i szukała na samochodach (rejestracje, naklejki) tej literki. Gdy jej dotknęła, nie mogła być złapana. Szał macicy...

Inną zabawą było naśladowanie jednej osoby, która szła przodem (reszta za nią) i przechodziła przez wysokie murki, skakała, wchodziła na drzewa - ogólnie trudna zabawa.

by adamek160 @

* * * * *

A więc jedną z najgłupszych zabaw, w które się z kolegami bawiliśmy, była "w pysk" - brało się kostkę, normalną, z 6 oczkami. Mówiło się liczbę i rzucało się kostką, jeśli wypadła ta liczba, którą powiedziałeś, dawałeś w pysk osobie, która była za tobą w kolejce, a jeśli nie wypadła ta liczba, dostawałeś od tej, która była przed tobą. Dodam, że graliśmy na mocne cepy i ta zabawa kończyła się opchniętą mordą.

by lugia1 @
 

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę, która nie posiada konta w serwisie Joe Monster.
58
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Pandzia grypa zbiera żniwa!
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu Perfidny trolling komputerowy
Przejdź do artykułu Anegdoty z marszałkiem Piłsudskim w roli głównej
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II
Przejdź do artykułu Faktopedia – Wyjątkowe wkładki do butów
Przejdź do artykułu Kreatywne jarmułki
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą