Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CCXI

22 155  
40   1  
Kliknij i zobacz więcej!Standardowo w wakacje najwięcej szkód na ciele powstaje. Więc może zlikwidować wakacje? Widząc tych poniżej - ja jestem za. Ktoś jeszcze?

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ZNALAZŁA POMYSŁ NA ZABAWĘ

Odkąd skończyłam 6 lat każde wakacje spędzałam u mojej cioci na wsi. Z początku, jako dziecko z miasta, nie miałam zbytnio pomysłów na ciekawe spędzanie czasu. Lecz rok później zaprzyjaźniłam się z tamtejszymi dzieciakami i co rusz to wymyślaliśmy jakieś zabawy. Jedną z nich pamiętam do dzisiaj i to aż za dobrze. Postanowiliśmy zrobić sobie huśtawkę. Cała okolica drzew, ale my wybraliśmy takie, co rosło na wysokiej, stromej górce tuż przy drodze. Bo nie ma to jak huśtać się tuż nad drogą. Jako dzieci niezmiernie kreatywne, przedziurawiliśmy deskę, przeciągnęliśmy linę, zabezpieczyliśmy supłem i gotowe!
Gdy tylko przyszła moja kolej, pomyślałam, że chcę być jak Tarzan huśtający się na lianach, więc wzięłam rozpęd i hop na huśtawkę. Żebym to ja jeszcze wcelowała stopami w tę deskę.. Ledwo co złapałam się liny, a że nie miałam wystarczająco siły żeby się utrzymać rękoma, runęłam w dół jak kamień i zdrowo huknęłam o ziemię. Poturlałam się z nieszczęsnej górki aż na drogę. Na szczęście moi towarzysze potrafili szybko biegać, więc migiem sprowadzili pomoc. Skończyło się na złamanej prawej nodze i nadgarstku, a zwichniętym lewym oraz zdartych plecach i kolanach. Jeszcze tego samego dnia huśtawkę zdemontowano, a później poobcinano kilka gałęzi z tego drzewa. Do tej pory nie wiem co było gorsze - chodzenie w gipsie czy rozpacz w oczach kumpli po rozebranej huśtawce.

by myownrainbow @

* * * * *

POPRAWIŁ

Przypomina mi się historia mojego bratanka, który mając 6 lat wchodził na drzewo i spadł z niego. Spadł tak niefartownie, że złamał sobie obie ręce w nadgarstkach. Miał na obu rękach założony gips od łokcia do dłoni tak, że wystawały tylko palce. A że to był środek wakacji i nudziło mu się troszkę, to po 2 tygodniach na deskorolce jeździł w tym gipsie i zaliczył kolejny upadek. Finałem tej zabawy był złamany kciuk i bezcenna mina doktora i pielęgniarki zakładających kolejny gips na rękę.

by guzik85 @

* * * * *

PIŁKA

Miałam może z 8-9 lat. Z koleżanką wpadłyśmy na pomysł by porzucać sobie piłką tenisową. Mieszkałyśmy w bloku, więc idealnym miejscem do rzucania okazały się być schody. Koleżanka kucnęła na dole schodów, a ja na górze. Zabawa trwała w najlepsze do czasu, aż dostałam piłką w twarz. Nie bolało, więc zaśmiałam się i odrzuciłam jej piłkę. Koleżanka stała na dole i patrzyła na mnie aż w końcu powiedziała, że krew mi leci. Poszłam do mieszkania, które było dwa kroki od miejsca w którym stałam i zerknęłam w lustro. Faktycznie, miałam całe usta we krwi. Piłka naruszyła mi zęba. Przemyłam twarz i zabawa się skończyła. Tego samego dnia znalazłam tego zęba w lodzie, którego konsumowałam.

BASEN

Działo się to około 5 lat temu. Przebywałam wówczas na praktykach w Orlando. Dzień przed moimi dwudziestymi urodzinami siedziałam ze znajomymi na basenie. W pewnym momencie podeszłam do kolegi, usiłując go wepchnąć do wody. Trochę mi nie wyszło, gdyż kolega wepchnął mnie. Nie spodziewałam się tego i wpadłam prosto pod wodę. Usiłowałam złapać oddech pod wodą i rzecz jasna o mało się nie utopiłam. Udało mi się wypłynąć na powierzchnię, ale nie mogłam złapać oddechu przez dłuższy czas. Zaczęło mi się już robić ciemno przed oczami, kiedy do moich płuc napłynęło zbawienne powietrze. Z nerwów się popłakałam, a kolega mnie przepraszał. Po kilku dniach oboje się śmieliśmy z tego. Ja mówiłam, że o mało nie dożyłam swoich dwudziestych urodzin, a on mówił, że tam gdzie się kąpią małe dzieci ja się topiłam.

by Rory

* * * * *

PODPUŚCIŁ

Jakieś dobre 15 lat temu byłem z rodziną na wakacjach w jakimś ośrodku kolonijno-wypoczynkowym nad Wartą. Pływaliśmy w rzece, ewentualnie bawiliśmy się na małym placyku zabaw (który swoją drogą wydawał się wielki jak świat). Któregoś dnia po drodze nad rzekę, wypatrzyłem z kuzynem taką starą, całą w mchu studnię, która miała wiaderko z liną korbą nakręcane... więc brat powiedział zdaje się coś w stylu: "Nie dasz rady jej nakręcić do samej góry", więc ja, pełny słusznego oburzenia, zacząłem wciągać tą korbą to wiaderko z wodą. Nie szło za łatwo, i po jakiś 6 "okrążeniach" przytrzymałem tę korbę, żeby odpocząć chwilę.... wtedy moja mama krzyknęła, żebym szybko dołączył do niej, więc ja, posłuszne dziecko, puściłem korbę, która nabierając prędkości zrobiła 3 obroty, a przy czwartym z całym impetem solidnie grzmotnęła mnie prosto w zęby :) Poleciałem podobno na jakieś 2 metry do tyłu, i jak na filmach, widać było, jak moje zęby lecą w powietrzu i wysypują się na piach i trawę.

Straciłem wtedy 4 mleczaki - górne i dolne jedynki, a poniżej wargi do dziś mam bliznę po korbie. No i nie przepadam za studniami od tamtej pory.

by Demko

* * * * *

EPIC FAIL

Na pewno poznajecie to określenie, a jak wszyscy dobrze wiedzą oznacza ono rzecz nader pechową, która musiała przytrafić się akurat mnie... Dzieckiem będąc bawiłem się na trzepaku. Nagle wpadłem na dość pospolity pomysł chodzenia po nim, wisząc na samych rękach. Tak więc złapawszy się górnej rurki sunę niczym gibon do przodu i... Ręka mi się omsknęła. Osiągnięty dzięki temu efekt był niczym z jakiejś kiczowatej parodii - centralnie kroczem wylądowałem na niższej rurce, po czym okręciłem się na niej o 180 stopni i spadłem łbem na ziemię. Bolało. Bardzo.

LEĆ BRACHU!

Nie pamiętam jak mały wtedy byłem, ale mieściłem się na huśtawce wraz z młodszym o dwa lata bratem. Oczywiście bylibyśmy chorzy, gdybyśmy tego nie wypróbowali. Tak więc wsiadamy na huśtawkę i do nieba! Efekt jak na nasze gusta był naprawdę fajny, sęk w tym, iż rodzeństwo zazwyczaj nie potrafi się dogadać, zwłaszcza w sprawach przestrzeni osobistej, o którą na huśtawce poszło. Przepychaliśmy się jeden przez drugiego aż w końcu wypchnąłem młodszego brata z huśtawki akurat w momencie gdy mknęła ku górze działając jak katapulta. Do dziś nie zapomnę lecącego parę metrów brata lądującego na twardych jak beton płytkach. Brat skończył z rozwaloną brodą i złamaną ręką, a ja z wyrzutami sumienia.

KOLEJNA HUŚTAWKA

Byłem już o wiele starszy niż przy katapultowaniu brata z huśtawki. Poprzednie doświadczenia oczywiście nie nauczyły mnie wiele i nadal szukałem bardziej emocjonujących sposobów huśtania się. Tamtego pamiętnego dnia miast siedzieć stałem na huśtawce, ponownie próbując sięgnąć niebios. Robiłem to już wielokrotnie, więc miałem wprawę i na pewno bym nie spadł... ŁUP! Nagle otworzyłem oczy leżąc jak długi pod huśtawką, która huśtała się dalej sama. Byłem tak wstrząśnięty upadkiem, iż ból wydawał mi się tylko nieprzyjemnym uciskiem na czaszkę. Najciekawsze jest to, iż z mej pamięci zostało wymazane całe wspomnienie spadania i do dziś nie wiem jak konkretnie znalazłem się na ziemi. Tym razem lekcja była zapamiętana...

BEZPIECZNY SPORT

W ramach rekreacji za czasów gimnazjum w tenisa z bratem grywałem nieco. Jak to początkujący, byliśmy w tym totalne ofermy. Ale co w tym złego? Tenis jak tenis, bezpieczny sport jest... Choć nie do końca. Brat zaserwował piłkę, a ja zdeterminowany rzuciłem się by ją odbić i prawie by mi się udało, gdyby nie pewien słupek obity siatką. Gdy się skapnąłem, iż trzeba hamować, było już za późno. Rąbnąłem w słupek z całym impetem, koncentrując siłę uderzenia na lewym uchu, w efekcie czego potem skakałem z bólu wręcz ściskając się za ucho. Gdy w końcu puściłem małżowinę uświadomiłem sobie, iż krew na dłoni oznacza nie tylko stłuczenie. Akcja ratunkowa była błyskawiczna, a rozerwane przez siatkę ucho pozlepiane w szpitalu.
Dzięki nowym doświadczeniom nauczyłem się, że za malowniczą bliznę na uchu można dostać aż 160 złotych z ubezpieczenia. W końcu znalazłem dobry sposób na pozyskiwanie kieszonkowego...

by Vain @

* * * * *

PRZEDSZKOLNE AKROBACJE

Jako dziecko zawsze byłam dość wysoka, dużo wyższa od rówieśników. W przedszkolu mieliśmy bardzo fajny trzepak, na którym wszystkie moje koleżanki robiły tzw. fikołki, czyli przewroty do przodu. Nie chciałam być gorsza i też spróbowałam. Niestety, przez mój stosunkowo duży wzrost i niski trzepak oraz płytę chodnikową pod nim, skończyło się na szramie przecinającej moje czoło i nos na dwie równe części. Na szczęście nie mam dziś już pamiątki po przedszkolnych akrobacjach.

by greenachawat @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 22155x | Komentarzy: 1 | Okejek: 40 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało